Nie chcieliśmy się zajmować polityką, a tylko sprawami społecznymi, ale skoro wszyscy, którzy zbierają się co sobotę na Placu Wolności i posłusznie podskakują tak, jak im polityczni wodzireje zagrają, ciągle podkreślają, że to nie jest działalność polityczna ale oddolny ruch społeczny, no to znaczy, że swoich zasad nie złamiemy jeżeli trochę ich działania po komentujemy, a przy okazji nieco radości dostarczymy naszym czytelnikom. Poniżej prezentujemy tekst, jaki do nas przyszedł, bo jesteśmy jedynym medium lokalnym, które ma odwagę krytycznie pisać o tym co dzieje się w Poznaniu.Frekwencja spada Działacze i działaczki
Komitetu Obrony Demoralizacji znowu w sobotę zgromadzili się na Placu Wolności w Poznaniu. Tym razem nie przybyła nawet połowa tych, którzy byli tutaj w zeszłym tygodniu, a nawet 1/3 tego co było dwa tygodnie temu. Jeżeli uczestników będzie ubywało w tym tempie to za chwilę organizatorom pozostanie tylko garstka anarchistów, specjalizujących się w eventach, którzy chętnie pozują z dowolnymi transparentami, a ostatnio nie cierpią na nadmiar zleceń.
Policja nie pałuje Dramat demonstrantów z
Komitetu Obrony Demoralizacji polega na tym, że mieli nadzieję na zbudowanie sobie kombatanckiej karty. Liczyli na jakieś armatki wodne, na pałowanie, zatrzymanie do wyjaśnienia, no chociaż tyle, że zostaną spisani przez tę straszną władzę, która tłumi wolność i demokrację. Tymczasem policja ogranicza się tylko do tego, żeby plac był bezpieczny i żeby sobie mogli spokojnie i do woli popodskakiwać. Potraktowała KOD-owców tak jak ci sami chcieli. Są grupy zbierające się by wspólnie uprawiać jogę, inni w parkach uprawiają jogging, a są i tacy co przychodzą na publiczne place by sobie popodskakiwać i pogimnastykować się .
Polacy gorszego sortuPodskakiewicze chlubią się tym, że są Polakami „gorszego sortu”, czyli tymi dla których ważną tradycją jest Targowica, nie cofają się przed donosami na własną Ojczyznę do obcych państw, gdy ich prywatne interesy zostaną naruszone. Wydawało nam się zawsze, że nazwanie kogoś zdrajcą Ojczyzny, jest jednym z najcięższych zarzutów, tymczasem działacze
KOD nazywanie ich zdrajcami traktują jak największy komplement. Jedni Polacy są dumni, że nawiązują do tradycji patriotycznej i z dumą zakładają koszulki opatrzone symbolami Polski Walczącej, Orła Białego, Żołnierzy Wyklętych czy polskiej husarii. Inni chlubią się tym, że są zdrajcami Ojczyzny i Polakami gorszego sortu.
Jak trwoga to do… Komitetu O mentalności ludzi podskakujących na placu Wolności najlepiej świadczy to, że nie potrafią oderwać się od PRL-owskiego sposobu funkcjonowania, a PRL zaKODowany mają niemal genetycznie. To w PRL-u było przecież tak, że jak ktoś był zwalniany, albo przegrywał demokratyczne wybory, a był towarzyszem lojalnym i zasłużonym na froncie ideologicznym, to szedł na skargę do Komitetu (PZPR), żeby inni towarzysze zadbali o wiernego sługę systemu i znaleźli dla niego jakieś godne zajęcie, a on za to deklarował służyć jeszcze bardziej gorliwiej.
„Nie palcie Komitetów. Zakładajcie własne.” Tak pisał przed laty
Jacek Kuroń. Komitet Obrony Robotników zakładał jednak przede wszystkim Antoni Macierewicz. Dzisiejsi KOD-owcy są więc dziećmi z nieprawego łoża, nazwijmy rzecz po imieniu bękartami, Kuronia i Macierewicza, bo ani jeden, ani drugi nie przyznaje się do jakichkolwiek z nimi relacji. Argument, że Kuroń nie żyje więc nie może ich namaścić na swoich następców jest nie na miejscu, bo do marksistowskich (obcych mi przyznaję) idei Jacka Kuronia, nawiązuje dzisiaj Partia Razem, która nie uczestniczy w hucpie na placu Wolności, a zadaje pytania, gdzie byli ci „obrońcy demokracji” gdy łamano prawa pracownicze, a o pomysłach – obcego im ideologicznie PIS – wypowiada się z uznaniem.
„Przeżyj to sam”Demonstrantom się wydawało, że wszyscy wolni ludzie mają obowiązek identyfikować się z ich etatami, miejscami w radach nadzorczych i kontraktami, które stracą po zmianie władzy. Myśleli że wszyscy będą dumni i szczęśliwi mogąc zadbać o to by dotychczasowym włodarzom III RP żyło się nadal lepiej i by nadal pouczali ludzi jak mają żyć za 1500 zł, podczas gdy pani blond wicepremier z PO śmieje się, że za 6000 zł miesięcznie to pracuje tylko
złodziej lub idiota. Myśleli że każdy poeta chętnie podaruje im wiersz, a każdy kompozytor piosenkę. Podczas pierwszej demonstracji puścili na cały regulator „Przeżyj to sam”, a już tego samego dnia zespół „Lombard” oświadczył, że nie widzi żadnego zagrożenia dla demokracji w przejęciu władzy przez partię, która wygrała demokratyczne wybory i nie wyraża zgody na to, żeby jego piosenkę wykorzystywać dla politycznej hucpy.
AlimenciarzNajbardziej żałosną postacią w tej całej szopce jest – uchodzący za jej organizatora -
Mateusz Kijowski. Dżentelmen , który porzucił żonę z trojgiem dzieci, nie płaci na nie alimentów (mimo że sąd mu je obniża), chce nas pouczać jak mamy budować demokrację. Jego niewyobrażalna fantazja polega na tym, że porzucił pracę by zająć się promowaniem własnej osoby i nie płacić alimentów. Sam jest rzekomo bezrobotny i pozostaje na utrzymaniu nowej partnerki, której zrobił nowe dziecko. Facet który nie płaci alimentów na własne dzieci, a organizuje ogólnopolską akcję, której celem jest zatrzymanie prorodzinnych reform PIS, które sprawią, że jego żona będzie mogła od państwa otrzymać po 500 zł na dziecko zasługuje tylko na całkiem ludzki odruch pogardy. Jako że zobowiązaliśmy się, że nie będziemy używali słów wulgarnych nie możemy nijak określić Mateusza Kijowskiego, bo bez wulgarnych słów się tego uczynić nie da.
Rokosz JaśkowiakaDo
Prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka powoli dociera fakt, że może nie dotrwać do końca kadencji, dlatego pojawia się na wszystkich dziwacznych imprezach – marszach równości, walkach bokserskich, aukcjach, a przede wszystkim podskakuje na placu Wolności. Buduje sobie wizerunek „prezydenta-buntownika”, żeby potem głosić, że nie został odwołany za totalna niekompetencję tylko za „wartości” i „przekonania”. Dlatego – chyba jako jedyny prezydent dużego miasta w Polsce, mimo że prezydenci związani z odchodzącym układem rządzą niemal we wszystkich dużych miastach – wystąpił z mocnymi hasłami podczas poznańskich demonstracji, krzycząc „Precz z kaczyzmem”. Jak to wróży perspektywie współpracy poznańskiego samorządu z władzami rządowymi, nie chcę nawet myśleć.
Chrześcijanin tańczy Nawet w śmieszności Jacek Jaśkowiak nie zajął jednak pierwszego miejsca, bo
Podskakującego Prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka (PPP JJ) pokonał
Roman Giertych (też z Poznania), który radośnie pląsał podczas warszawskiej demonstracji Komitetu Obrony Demoralizacji, krzycząc „Precz z kaczorem dyktatorem”. Filmiki z występami wesołego Romka stały się hitem internetu. Giertych jest jednak tylko przegranym politykiem oraz adwokatem, którego klienci tracą fuchy i nie będą w stanie płacić mu już faktur za obsługę prawną, więc jego dramat jest zrozumiały. Jaśkowiak jeszcze jest prezydentem i nie rozumiem dlaczego robi wszystko by ten urząd jak najszybciej stracić.
Gazeta ŻebraczaZrozpaczona odpływem ogłoszeń rządowych „Gazeta Wyborcza” – uwaga nowy rząd wcale nie przekazuje tych zleceń do „Gazety Polskiej” tylko umieszcza w bezpłatnym, internetowym BIP-ie – wykreowała Jacka Jaśkowiaka na lidera ogólnopolskiego rokoszu przeciwko rządowi. Jacek Jaśkowiak jednak, po tym gdy 27 Grudnia, zamiast oddawać hołd Powstańcom Wielkopolskim, kołtunił się wraz z żoną, wnuczką i suczką w wymiętej pościeli, nie miał odwagi pokazać się kilka dni później na demonstracji Komitetu Obrony Demoralizacji.
I zabrakło głównego zapiewajły.Kto się boi Anastazji M. (patrz foto, Pani w różowym golfiku)
Wśród podskakujących demonstrantów nie dostrzegliśmy także naszego ulubionego
radnego Tomasza Lewandowskiego. Albo tak słabo podskakiwał, że nie było go widać, albo pisał na nas doniesienie do prokuratury, albo po prostu nie chciał się spotkać z rozwścieczoną „działaczką lokatorską”, której obiecywał załatwieniu etatu w Biurze Interwencji Lokatorskiej (nazywał to chyba nawet pięknie „spełnieniem obietnicy wyborczej”). Dostrzegliśmy natomiast
„działaczkę lokatorską” Anastazję Molgę, która stała w pierwszym rzędzie i lustrowała „trybunę honorową” wyraźnie kogoś szukając. Przyglądaliśmy się jej długo, ale wcale nie podskakiwała, a minę miała tak zaciętą, że nie chcielibyśmy być w skórze Tomasza Lewandowskiego, ani nikogo innego kto jej cokolwiek obiecał, a nie dotrzymał tej obietnicy.
Wszystkich was sfotografujemyWidać rozpacz dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, którzy widzą jak szansa na zamach stanu, który odebrałby władzę demokratycznie wybranemu parlamentowi i rządowi, w oczach niknie. Najgorsze jest to, że władza się wcale nie interesuje krzykaczami i pozawala im się do woli nakrzyczeć i popodskakiwać, a z każdym tygodniem, wraz z ujawnianiem kolejnych planów rządu i złodziejstw poprzedniego układu, topnieje ilość popierających KOD. Gazeta Wyborcza dramatycznie próbuje powstrzymać odpływ poparcia dla
Komitetu Obrony Demoralizacji. Stosuje przy tym metody esbeckie, o jakich nie słyszeliśmy od lat osiemdziesiątych. Fotoreporterzy Gazety Wyborczej fotografują ludzi zebranych na placu Wolności, a zdjęcie ich twarzy publikują na swoich łamach. Ma to sprawić, że ludzie ci, wiedząc że zostali „zarejestrowani” jako poplecznicy KOD-u, będą wiedzieli, że są z nim związani na śmierć i życie i nigdy nie porzucą ciemnej (czy czerwonej) strony mocy. To pokazuje fundamentalne niezrozumienie dla ideologii PIS, która wyrasta z chrześcijaństwa, a podstawową zasadą chrześcijaństwa jest miłosierdzie, większa bowiem radość w Królestwie Niebieskim z jednego nawróconego grzesznika…
Strażnicy Rewolucji Pisałem o topnieniu szeregów demonstrantów podskakujących na placu Wolności na początku tego tekstu i tą konstatacją zamknę swoje rozważania. Organizatorzy sobotnich spotkań widzą naocznie, że za chwilę na plac Wolności będzie przychodziło kilku zwolnionych z pracy urzędników. Organizatorzy, wierni zasadzie wpajanej im przez osiem lat przez PO – „spokojnie Polacy nic się nie stało” – starają się szybko zmienić formułę sobotnich spotkań, zamiast masowości postawić na elitarność, a tą elitą, która będzie podskakiwała na placu Wolności, mają być tzw. „Strażnicy Demokracji”. Nazwa miała zapewne wzbudzić grozę, bo nawiązywała wprost do Strażników Rewolucji, którzy dbali o porządek i bezwzględne przestrzeganie prawa islamskiego w reżimie Chomeiniego w Iranie.
Strażnicy wagiOrganizatorzy Komitetu Obrony Demoralizacji, nawet gdy chcą być bardzo poważni, stają się jednak bardzo śmieszni. Gdy ktokolwiek wyobrazi sobie te grupki kilkunastu czy kilkudziesięciu osób, zbierających się co sobotę w południe na Placu Wolności i podskakujące rytmicznie przeciwko systemowi, to nijak nie skojarzą mu się oni ze przerażającymi, bezwzględnymi Strażnikami Rewolucji, a raczej ze Strażnikami Wagi, spotykającymi się, żeby wspólnie poćwiczyć i zadbać o to
by tkanka tłuszczowa zbyt szybko nie przyrastała. Banksterzy ściągają posiłkiW sobotę na placu Wolności podskakiwało kilkaset osób. Dowiadujemy się jednak, że nie byli to Poznaniacy, którzy przyszli by zademonstrować swoje poparcie, a zorganizowane grupy przybyły z kilku wielkopolskich miast powiatowych oraz z Warszawy. Dochodzą także plotki, że w kilku bankach
nakazano pracownikom uczestniczenie w tej demonstracji, bo tylko ona może powstrzymać podatek bankowy, a jak ten podatek wejdzie to o premiach mogą zapomnieć.
Czerwona Kartka Podczas tej demonstracji wszyscy uczestnicy mieli w ręku czerwone kartki, które pokazywali rządzącym. Podobno każdy sam sobie w domu taką kartkę przygotował, niesamowite jak ci ludzie są dobrze zorganizowani, bo wszystkie kartki miały ten sam format, odcień czerwieni oraz gramaturę papieru. Gdy następnym razem organizatorzy każą im przyjść z czerwonymi flagami, to poczują się w ogóle jak za dawnych dobrych lat.
Partia PruskaCo do czerwonych kartek, to przypomnieć warto, że już parę razy pokazywano je podczas demonstracji ulicznych w Budapeszcie, a przed dwoma laty w Pradze przeciwko pronarodowym reformom zapowiedzianym przez rząd Milosza Zemana. „Alimenciarz” i „Szef Rokoszu” nie mają więc nawet tyle inteligencji by wymyślić własny happening, ale korzystają ze cudzych wzorów. W czeskich mediach pisano, że
scenariusze ich antyrządowych demonstracji pisane były w Berlinie… Prezydent Jaśkowiak zawsze opowiadał o swoim zachwycie dla niemieckich rozwiązań, a radny Lewandowski chwalił się, że już od młodych lat był szkolony na obozach młodzieżowych organizowanych w Niemczech za pieniądze niemieckiej SPD. Przypadek? Nie sądzimy.