BERNAS : My wytatuowane kobiety z kijami , Mówimy stanowcze nie ... no nie
„Działaczki” Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów gdy już upolują sobie jakiegoś „podopiecznego” to eksploatują go tak długo jak to tylko możliwe, aż biedny „lokator” ucieknie w popłochu, pod osłoną nocy, żeby wreszcie uwolnić się od „pomocnych” anarchistów i rozhisteryzowanych „działaczek”.
Tak było z lokatorami ze Stolarskiej, którzy przenieśli się do swoich podmiejskich willi (rodziny Kozłowskich, Chojnackich, Lisików), a anarchiści i „Gazeta Wyborcza” jeszcze przez kilkanaście miesięcy tworzyli fikcję medialną, udając że bronią tych właśnie „lokatorów” podczas gdy sami (a ściśle z Grażyną Sobańską i jej mężem, którzy – jak zeznał w sądzie Grzegorz Liberkowski – od 23 lat nie zapłacili żadnego czynszu) zamelinowali się kamienicy przy ul. Stolarskiej licząc na wypłacenie przez właścicieli haraczu za jej opuszczenie. Podobnie było z Cyganami, którzy spokojnie sobie żyli w altankach na ogródkach działkowych, do czasu aż ich obóz odkryła Katarzyna Czarnota. Tak bardzo przeraziła ona cygańską rodzinę, że pod osłoną nocy, w popłochu, uciekli oni w nieznanym kierunku, razem ze starcami, kobietami i małymi dziećmi, pozostawiając góry śmieci i fekaliów. Podobnie było i z Marinilą Chmielewską, która przez dwa tygodnie nie schodziła z czołówek lokalnego tabloidu, wraz z anarchistami zablokowała nawet gabinet prezydenta Jaśkowiaka, jednak gdy zaczęły wypływać informacje, że otrzymuje tysiące złotych z pomocy społecznej, a kolejne mieszkania wynajmuje nie mając zamiaru za nie płacić, ulotniła się jak kamfora.
Teraz „działaczki” upolowały „lokatora”, który jest wprost idealny dla ich celów promocyjnych. Pan Tadeusz jest człowiekiem niezaradnym życiowo, ma poważne problemy alkoholowe, a patrząc na niego, trudno sobie nawet wyobrazić by był w stanie uciec i schronić się przed „pomocą” działaczek lokatorskich, które lansują się w mediach korzystając z jego życiowej niezaradności i spolegliwości. Nowa gwiazda ruchu lokatorskiego, niejaka Renata Bernas przywozi na Starołękę kolejnych dziennikarzy, którzy piszą o strasznych warunkach w jakich przyszło żyć panu Tadeuszowi oraz o wrażliwości pani Renaty Bernas, która przyjeżdża do niego i zaparza mu herbatę. Pani Bernas zachowuje się jak przewodniczka po ogrodzie zoologicznym, zawozi dziennikarzy na Starołękę by sobie popatrzyli na pana Tadeusza, a oni swoje wyprawy opisują jak wizyty w gabinecie osobliwości, gdzie ten biedny człowiek przedstawiany jest niemal jak kobieta z brodą czy inny mieszkaniec gabinetu osobliwości.
Ostatnio o „Panu Tadeuszu ze skupu palet na Starołęce” napisał redaktor Błażej Dąbkowski z „Głosu Wielkopolskiego”, który – w odróżnieniu od propagandzistów z poznańskiej „Gazety Wyborczej” pasoŻytnickiego i zapalNyczki – stara się zachować minimum dziennikarskiego obiektywizmu. Jedna rozmowa z administratorem wystarczyła by ustalić, że pan Tadeusz nie zapłacił w nowym miejscu ani złotówki czynszu, a gdy administrator chciał z nim pojechać do Poznańskiego Centrum Świadczeń, by pan Tadeusz podpisał chociaż wniosek o pomoc, jaka mu przysługuje od Miasta Poznań, lokator stanowczo odmówił. Przez lata mieszkania na Tylnym Chwaliszewie nigdy nikomu nic nie płacił, więc nie pojmuje dlaczego teraz miałby płacić czy to własnymi pieniędzmi, czy nawet publicznymi.
Jak donosi redaktor Błażej Dąbkowski, pan Tadeusz udzielił pełnomocnictwa osobie z Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów (jak się domyślamy pani Renacie Bernas) i ona będzie odtąd występowała w imieniu zagubionego lokatora. Cieszy nas to bardzo, bo teraz jeśli interesy pana Tadeusza nie będą właściwie reprezentowane, będzie wiadomo kto za to odpowiada i będzie kogo pociągnąć do odpowiedzialności. Mamy nadzieję, że pani Bernas – jako pełnomocnik pana Tadeusza – przejdzie się ze swoim podopiecznym po instytucjach, które mogą pomóc w regulowaniu czynszu, pan Tadeusz zacznie wreszcie płacić czynsz panu Rafałowi Hojkowskiemu i problem się rozwiąże. Problemem nie są bowiem nędzne warunki mieszkaniowe, bo przez lata, w ruderze na Tylnym Chwaliszewie, pan Tadeusz egzystował w znacznie gorszych warunkach i nie stanowiło to dla niego żadnego problemu, a tylko fakt niepłacenia czynszu.
W „Głosie Wielkopolskim” wypowiada się zresztą pan Rafał Hojkowski, który – podobnie jak większość porządnych ludzi – odmawia jakichkolwiek kontaktów z żurnalistami „Gazety Wyborczej”, wychodząc ze słusznego założenia że z poznańskim tabloidem kontaktować się najlepiej od razu za pośrednictwem kancelarii prawnej, bo na rzetelność tego brukowca liczyć nie można. Pan Hojkowski powiedział wreszcie to, o czym wszyscy wiedzieli od początku. Pan Tadeusz nie jest bezradnym, opuszczonym, niewinnym człowiekiem, tylko jest alkoholikiem. Dlatego nie chciał skorzystać z pomocy Barki czy innych instytucji, które niosą pomoc ludziom w podobnej jak on sytuacji, bo pan Tadeusz wyobraża sobie życie bez gazu, bez prądu, nawet bez wody ale nie wyobraża sobie życia bez wódki. Pan Hojkowski pokazywał zresztą filmiki z libacji alkoholowych, jakie urządzał już w nowym miejscu zamieszkania pan Tadeusz oraz to jak wyglądał i zachowywał się „dzień po”. Żaden dziennikarz dotąd nie odważył się o tym napisać, bo lokatorzy w ich relacjach to niemal anioły i źle o lokatorze pisać się nie godzi. Gratulujemy panu Dąbkowskiego, że potrafił przełożyć rzetelność ponad środowiskowe układziki.
Pan Dąbkowski nie napisał jednak tego, o czym można usłyszeć od ludzi funkcjonujących w pobliżu skupu palet, a którzy mówią że „działaczki lokatorskie” i anarchiści „płacą” panu Tadeuszowi za jego występy w mediach… alkoholem, a uwagi osób zbulwersowanych rozpijaniem przez nich tego człowieka, zbywają krótkim „niech i on ma coś z życia” albo jeszcze krótszym „spierdalaj”. Mamy nadzieję, że nowa pełnomocniczka pana Tadeusza Renata Bernas nie raczyła dotąd swego podopiecznego alkoholem i szybko ukróci te skandaliczne praktyki, o ile faktycznie takie zdarzenia mają miejsce, a nie są tylko plotkami nieżyczliwych szlachetnym działaczkom lokatorskim złych ludzi.
Między bajki można włożyć opowieść o tym, że pan Tadeusz pracował i zajmował się odpłatnie sprzątaniem posesji przed Okręgową Izbą Radców Prawnych na Chwaliszewie. Ktokolwiek parkował w ostatnich latach w pobliżu Okręgowej Rady Radców Prawnych mógł spotkać tam pana Tadeusza. Pod warunkiem jednak że robił to rano, bo od południa pan Tadeusz był już z reguły nieczynny. Ten miły, spokojny człowiek podchodził do parkujących i zwracał się z prośbą o wsparcie go drobną kwotą pieniężną i – zdziwią się państwo zapewne tą informacją – wcale nie zbierał na czynsz, ale na wino czy nalewkę. Pan Tadeusz oferował usługę „pilnowania” samochodów parkujących przy ul. Chwaliszewo. Gdy klient ociągał się ze zrealizowaniem propozycji wsparcia zakupów pana Tadeusza w monopolowym, pan Tadeusz spoglądał na niego ze zbolałą miną i wypowiadał taką kwestię:
Paru złotych za pilnowanie samochodu panu szkoda, a jak pan straci takie picco bello lusterko, to ile to będzie kosztowało? – i uśmiechał się smutno.
Podobnie zapewne wyglądała oferta sprzątania posesji jaką złożył Okręgowej Radzie Radców Prawnych, wszak fakt nie zabrudzenia posesji, czy pilnowania by inni „nie zabrudzili” to też rodzaj „sprzątania”. Gdyby poznańscy dziennikarze przeszli się po Chwaliszewie usłyszeliby wiele podobnych historii o panu Tadeuszu oraz ekipie z Tylnego Chwaliszewa. Usłyszeliby na przykład dlaczego, ani jeden sąsiad – mimo że byli kilkakrotnie nachodzeni przez Anastazję Molgę i Katarzynę Czarnotę – nie chciał wystąpić w programie telewizyjnym o Tylnym Chwaliszewie i ująć się za „krzywdzonymi” lokatorami. Bardzo interesująca dla czytelników byłaby także rozmowa z dzielnicowym, o jego „podopiecznych” z Tylnego Chwaliszewa. Może wówczas dowiedzieliby się dlaczego przez dziesięciolecia nikt nie miał odwagi domagać się od tych ludzi płacenia czynszu. Może dowiedzieliby się dlaczego pani administratorka pojawia się w kamienicy tylko z ochroną w postaci rosłych mężczyzn. Wszyscy sąsiedzi wiedzą kim są ludzie z Tylnego Chwaliszewa, tyle tylko że te opowieści w ogóle by nie pasowały do ideologicznej narracji o biednych lokatorach i złych kamienicznikach. A jeżeli prawda nie potwierdza komunistycznej ideologii pismaków z „Gazety Wyborczej”, anarchistów i „działaczek lokatorskich”, to tym gorzej dla prawdy.
Jak czytamy w „Angorze” pani Renata Bernas wciąż ma łzy w oczach gdy patrzy na pana Tadeusza. Jeśli jej łzy nie są wynikiem permanentnej alergii czy też tego, że akurat paliła coś, co wywołuje łzawienie, tylko są wyrazem prawdziwej troski o tego człowieka, to powinna nie czekać ani chwili tylko pomóc mu natychmiast. Jeżeli miejskie procedury są dla niej zbyt trudne (wymagają na przykład by człowiek wylegitymował się dowodem osobistym i będąc w stanie trzeźwości podpisał kilka dokumentów), to wskazujemy jej ścieżkę, na której bezzwłocznie może uzyskać potrzebną pomoc. Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów otrzymało darowiznę celową w wysokości 125 000 złotych przeznaczoną na pomoc lokatorom z czyszczonych kamienic. Pan Tadeusz jest według WSL lokatorem z czyszczonej kamienicy więc z tej darowizny można wesprzeć pana Tadeusza, zapłacić za niego czynsz, żeby człowiek miał prąd i wodę. A jeśli warunki są nieodpowiednie to wynająć mu inne mieszkanie. Nie chce nam się wierzyć, że cała darowizna została już przekazana mecenas Agnieszce Rybak-Starczak, żeby świadczyła „pomoc prawną” anarchistom, ups… lokatorom.
|