Czytelnicy naszego bloga pamiętają zapewne sprawę pani Noemi, która wynajęła mieszkanie w bloku na os. Piastowskim, mieszkała nie płacąc czynszu ani opłat za gaz, prąd czy ogrzewanie i dobrze jej z tym było. Gorzej było właścicielce mieszkania Annie Gajewskiej, która musiała pokrywać koszty gotowania, mycia, prania, a nawet srania, słowem wszystkiego co robiła w jej mieszkaniu Noemi i jej goście. Prawo zaś w naszym kraju jest takie, że nieuczciwy lokator jest świętą krową i do płacenia czynszu przymusić go nijak nie można, więc zrozpaczona właścicielka żeby uniknąć bankructwa, czym prędzej wystawiła mieszkanie na sprzedaż. Znalezienie nabywcy na mieszkanie z lokatorem, po szopkach jakie urządził profesor Stanisław Kozłowski z rodziną i znajomymi na Stolarskiej, nie jest łatwe. Każdy w Poznaniu i okolicach wie czym grozi domaganie się zapłaty czynszu od lokatora, a nikt nie chce być bezpodstawnie zmasakrowany przez żurnalistę Piotra Żytnickiego z tabloidu Gazeta Wyborcza.
Nieświadomy nabywca przybył do Poznania aż z Krasnego Stawu, bo tam nie czytają wypocin Żytnickiego i nabył mieszkanie. Poprzednia właścicielka gdy tyko podpisała akt notarialny pobiegła do Enei oraz wszystkich innych dostawców mediów, żeby rozwiązać umowy, bo nie chciała ani dnia dłużej finansować Noemi i jej konkubenta. W związku z rozwiązaniem umowy najmu Enea wysłała monterów, Noemi ich wpuściła, a oni zdemontowali licznik energii elektrycznej znajdujący się w mieszkaniu.
Nowy właściciel nie był jeszcze wówczas świadom w jakie śmierdzące gówno wdepnął i jakby nigdy nic wybrał się do swego mieszkania, żeby spotkać się z lokatorką i ustalić zasady korzystania przez nią z mieszkania, zawrzeć nową umowę najmu. Jak to normalni ludzie mają w zwyczaju zatelefonował wcześniej do lokatorki i umówił się na spotkanie. Jakież było zdziwienie mężczyzny gdy okazało się, że w jego mieszkaniu przebywa nie tylko Noemi i jej konkubent, ale cała bojówka anarchistyczna, chłop niejedno już w życiu widział ale gdy wyskoczyła mu sama Dread Queen Katarzyna Czarnota z mopem na głowie, to zasłabł bo przez myśl mu przeszło, że to ludożercy i za chwilę pożrą go kawałek po kawałku.
Nie opierał się więc gdy był wleczony był przez klatkę schodową, po schodach, nie bronił się gdy bandyci chwytali go za nos i wystawiali jego głowę ku kamerze, widząc nienawistne oblicza anarchistów z długimi brodami nie wiedział już sam czy to zwykli bandyci czy terroryści z Państwa Islamskiego, bo anarchiści tak jak bojownicy ISIS mają w zwyczaju nagrywanie scen dręczenia i mordowania niewinnych ludzi. Szczęśliwie dla chłopa okazało się, że Katarzyna Czarnota to nie ludożerczyni (wegetarianka?), a anarchiści to nie bojownicy państwa ISIS, a zwyczajna osiedlowa bandyterka, która ma potrzeby się wyżyć, a lubi swoje bandyckie wybryki nagrywać i puszczać w sieci.
Bandyci z Rozbratu przegonili właściciela mieszkania, który nie miał już nawet odwagi zbliżyć się do bloku przy Os. Piastowskim i poszli opić, a pewnie też opalić ten sukces fajką wodną. Ale tym samym nie pozwolili chłopu wyjąć umowy najmu, którą zamierzał podpisać z lokatorką i Noemi została w mieszkaniu bez prądu i bez umowy najmu. Dla anarchistów mieszkanie w cudzym mieszkaniu bez umowy, to przecież standard więc nie rozumieli o po co komuś umowa najmu. Jakoś to jednak głupio mieszkać w bloku bez licznika i trzeba było coś z tym zrobić. W końcu zebrali się w kupie, Czarnota poczochrała się po swym kołtunie i uradzili, że wyślą na akcję wielbiciela anarchistek i przyjaciela anarchistów nadinspektora nadzoru budowlanego Pawła Łukaszewskiego w butach na koturnie.
Łukaszewski zachwycił się pomysłem nakazania właścicielowi zamontowania licznika, bo to on za radą Czarnoty wymyślił przecież przepis, że jak lokator nie płaci czynszu ani za media, a dostawcy wyłączą mu prąd czy wodę, to właściciel mieszkania ma obowiązek mu ten prąd czy wodę podłączyć na własny koszt i jeszcze płacić rachunki za lokatora, jego siuśki, kupki, światło i ogrzewanie. Normalnym ludziom się to w pale nie mieściło, że można uchwalić, że okradany właściciel ma jeszcze obowiązek płacić rachunki za złodzieja, który go okrada, ale poprzedni parlament zaczadzony opowieściami o czyścicielach kamienic, uchwalił takie przepisy i dał inspektorom nadzoru budowlanego uprawnienia by wydawali właścicielom decyzję (nawet ustne), żeby ci czym prędzej dbali o pasożytujących na nich oszustów.
Inspektorzy nadzoru budowlanego, których pytaliśmy o sensowność tego przepisu pukali się tylko w czoło, co wyrażało ich stosunek do inteligencji kolegi Łukaszewskiego oraz polskich parlamentarzystów. Ale Łukaszewski zawziął się, że udowodni, że wmyślone przez niego przepisy to nie popierdółki starego pierdoły i że wdroży je w życie. Z wielkim zapałem zabrał się do sprawy mieszkania na osiedlu Piastowskim okupowanego przez ekipę Noemi.
Gdy przyjechał na miejsce rura mu jednak nieco zmiękła i nie skorzystał z przysługującego mu prawa wydanie decyzji ustnej, ale zebrał materiał i pojechał z nim do urzędu. Głowił się biedny Łukaszewski, kazał nie łączyć telefonów od ponaglających go kumpli Czarnoty, chorował bidula, bo nijak mu się te słowa w decyzję nie składały, a żaden z podwładnych nie chciał wziąć i napisać tej decyzji i jeszcze złośliwie kładli mu teczkę na wierzch kupki, żeby się chłop wkurwiał od rana jak tylko przychodzi do roboty. W końcu Łukaszewski się zawziął i sam napisał jak trzeba rozumieć przepis, który sam wymyślił.
O absurdalności wypocin Łukaszewskiego pisaliśmy już przed kilkoma miesiącami. Nie wróżyliśmy mu wielkich sukcesów, bo i poprawki do ustawy nie trzymały się kupy i chłopina nie miał jak sensownie nakazać chłopu z Krasnego Stawu, żeby powiesił licznik energetyczny w Poznaniu. No ale prawie pół roku myślał Łukaszewski jak zjeść tę żabę, którą sam sobie stworzył. Mógł wydać decyzję od ręki, nawet w formie ustnej, bo taka była intencja zmian w ustawie, żeby inspektor mógł zadziałać pędem, gdy widzi, że ograniczane są prawa lokatorskie. Tutaj Łukaszewski zobaczył, ale zwlekał, odwlekał, cyzelował każde słowo i pół roku prawie pieścił decyzje. Postępowanie inspektora Łukaszewskiego było doprawdy nieludzkie, bo pamiętać trzeba, że Noemi była w ciąży już wtedy gdy jej zdejmowali licznik, w takiej sytuacji zadziałać powinien Łukaszewski ze zdwojoną energią, a działał jak ślimak. Pracownicy PINB mówią, że co jakiś czas sprawdzał czy czasem Noemi się już nie wyprowadziła, żeby urodzić dziecko i żyć w normalnych warunkach, ale ta wolała być nawet bez prądu, ale za darmo i na krok się nie ruszała. W końcu Noemi urodziła dziecko, a inspektor poronił decyzję, w której nakazał właścicielowi natychmiastowe zawieszenie licznika energetycznego w mieszkaniu.
Właściciel odwołał się do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego, a WINB 12 grudnia 2016 roku wydał swoją decyzję, w której uchylił decyzję Łukaszewskiego w całości, nie pozostawiając na nadinspektorze suchej nitki, wykazując jego głupotę i brak zrozumienia podstawowych przepisów prawa. Inspektor Wojewódzki napisał przede wszystkim, że decyzja, którą wydaje PINB musi się nadawać do wykonania, a jeśli nie zostanie wykonana to można ją wykonać w drodze przymusu administracyjnego.
WINB stwierdził, że mimo prowadzonego przez pół roku postępowania Łukaszewski nie potrafił napisać w decyzji do czego zobowiązuje właściciela mieszkania. Z treści decyzji PINB wnioskować by bowiem można, że właściciel zobowiązany jest do zamontowania urządzenia pomiarowego, a tego właściciel wykonać nie może z oczywistych względów, bo liczniki energetyczne montuje Enea Operator, a nie właściciele mieszkań co inspektor Łukaszewski powinien wiedzieć, chyba że sam sobie w domu montuje liczniki elektryczne nie przejmując się żadnymi Eneami.
WINB napisał, że z gromadzonych przez Łukaszewskiego przez pół roku dokumentów nie wynika by skontaktował się on kiedykolwiek z operatorem – firmą Enea – która jako jedyna może stwierdzić czy zachodziły przesłanki techniczne do odłączenia licznika w mieszkaniu okupowanym przez dziką lokatorkę. Stwierdzić, że licznik był ok na podstawie kabli jakie pozostały po jego zdemontowaniu, to może sobie cyganka jak spojrzy w brudną szklankę i powróży z fusów, a nie urzędnik państwowy od nadzoru budowlanego. Aczkolwiek jak patrzymy na robotę Łukaszewskiego i to jak się zainteresował cygańskim taborem rozbitym na ogródkach działkowych, do którego chodzi na herbatki Czarnota, to wydaje nam się że wiele decyzji wydaje on na podstawie tego co zobaczy w fusach na dnie szklanki.
WINB wyjaśnił Łukaszewskiemu, że zgodnie z treścią przepisów ustawy, które sam Łukaszewski wymyślił, teoretycznie mógłby nawet nakazać właścicielowi zawarcie umowy o dostawę energii elektrycznej. Wcześniej jednak powinien ustalić, czy taka umowa nie została już zawarta, ale na przykład z klauzulą by nie montować licznika w mieszkaniu. Ale wówczas musiałby Łukaszewski wybrać się do Enei, a tam musiałby znosić kpiny i uśmieszki pracowników, bo głupota Łukaszewskiego jest powszechnie znana i jest on obiektem żartów w licznych instytucjach, a chłop nie lubi jak się z niego naśmiewają.
Najważniejsze co wynika z pisma WINB to stwierdzenie faktu, że Łukaszewski jest kompletnym idiotą i zupełnie nie ma pojęcia o robocie, za którą co miesiąc pobiera konkretne siano z naszych podatków. Piszemy o tym od lat i dla nas to nic nowego, ale przeczytać to w urzędowym piśmie, to jednak jest coś. WINB oczywiście nie ma kompetencji psychiatrycznych by oceniać poziom inteligencji nadinspektora Łukaszewskiego i zrobił to oględnie, wyjaśniając że całe jego – prowadzone przez pół roku za nasze pieniądze – postępowanie, jest kompletnie bez sensu, bo nie ma powodu wydawać nakazu podłączenia licznika czy podpisania umowy na dostawy prądu właścicielowi mieszkania, bo czynność taką może wykonać lokator mieszkania, wystarczy że pojawi się w Enei z umową najmu.
Zaczyna się nowy rok, a Łukaszewski to zawzięty zawodnik i nie poddaje się łatwo, będzie więc pewnie udowadniał, że jest niezłomnym obrońcą nieuczciwych lokatorów, i nie spocznie dopóki nie doprowadzi do tego, że Noemi będzie miała prąd na koszt właściciela, bo skoro właściciel płaci jej za czynsz, wodę, kanalizację, śmieci i ogrzewanie, to z jakiej paki miałaby sama płacić za prąd elektryczny.
Nas zastanawia w tym wszystkim jedna sprawa, jak Noemi oraz jej partner Jakub Wasyłek radzą sobie z mieszkaniem w bloku przy Os. Piastowskim 108/8, przez ponad rok nie mając licznika energii elektrycznej. Przechodziliśmy parę razy pod ten blok, światło w oknach się pali i nie jest to światło świeczek czy lampy naftowej. Może tym powinny się zająć stosowne służby, zamiast przymuszaniem uczciwych ludzi do płacenia rachunków za bezczelnych dzikich lokatorów i lokatorki.
Informacja: Zły Lokator nie posiada poglądów politycznych.Zły Lokator stoi na straży świętego prawa własności. Zawsze.To nasza siła nie nasza słabość.Uczciwi urzędnicy miejscy i mieszkańcy Poznania! Stronawww.zlylokator.eu powstała właśnie dla Was! Informujcie anonimowoZłego Lokatora o patologii zżerającej nasz Poznań, o raku który toczyto miasto o łapówkach i nieprawidłowości wszelkiej maści. Dyskrecjagwarantowana. kontakt: zlylokator@gmail.com
Niestety Kasia szykuje widocznie jakiś lepszy numer i dlatego trwa obecnie cisza przed burzą
Dla pedałów, komuchów, i różowego ryja ( regularne spożywanie alkoholu ) Jaśkowiaka, to komplement...