Choć od tegorocznego Tajnego
Koncertu minęło już kilkanaście dni, to cały czas jeszcze w głowie grają
dźwięki nowej Pidżamy Porno. No tak, nie ma co ukrywać, zaproszenie Grabaża na
koncert Piszczących Piszczeli w warszawskim Och-Teatrze to odwołanie się do
inteligencji najwierniejszych fanów formacji i ukryte zaproszenie na
prapremierowy koncert Pidżamy Porno, która po latach wraca na scenę.
Sporo wody w rzekach upłynęło nim do tego doszło i jej powrót
nie był wcale taki pewien. Zawieszenie działalności PP w 2007 r. nie oznaczało
co prawda likwidacji formacji, ale odłożone na czas jakiś powiedzenie
publiczności i sobie: „nie gramy”. Co wnikliwsi obserwatorzy i fani
przywoływali cytat z piosenki „Wirtualni Chłopcy”: My nie mówimy: żegnaj, koniec, cześć… Bo po co? by doszukiwać się
szans na szybki powrót formacji, ale sam Grabaż był bardzo sceptyczny. Mówił
(również na łamach fan-zinu Cafe Sztok), że w starym składzie PP nie zagra i w
ogóle nie wiadomo kiedy zagra. Sceptycyzm Krzysztofa Grabowskiego wynikał z nieudanych,
jego zdaniem, występów PP w łódzkim Event Horizon Festival i katowickich
Odjazdach. Jeszcze jeden ukłon w stronę fanów zrobił podczas swojego jubileuszu
Grabaż 30 na festiwalu w Jarocinie w 2014 r., kiedy swoje 30-lecie działalności
scenicznej podsumował wspólnym występem Pidżamy Porno i Strachów Na Lachy. Julo
mówiący łamiącym się głosem, że to ich ostatni koncert w takim składzie, nie
pozostawiał żadnych wątpliwości: to ostatni taki koncert Pidżamy w jej
historii.
Minęło kilka tygodni i jak z nieba gruchnęła wiadomość:
Pidżama wraca! Dla serwisu Wroclive.pl w październiku 2014 r. Krzysztof
Grabowski powiedział: Przyszedł taki moment, w którym zacząłem tęsknić za tymi piosenkami bo
to jest kawał mojego życia…, a na pytanie: Jak się czułeś w Jarocinie wkładając
szapoklak na głowę po raz kolejny?, odpowiedział tak: Szczerze?
Chciałem mieć to jak najszybciej za sobą, żeby już go wreszcie ściągnąć. To
była taka chwila i taki moment, która wiesz… zupełnie wbrew mnie została jakoś
tak mega napompowana. Wydawało mi się że to będzie kolejny koncert, który się
weźmie praktycznie z marszu. Okazało się, że tak nie będzie. Rzeczywiście było
spore parcie nie na tyle co na mój jubileusz co na koncert Pidżamy, tak? Umówmy
się, że Pidżama Porno w tamtym składzie była w stanie zagrać tyle ile zagrała i
ani centymetra więcej. Chłopaki pracują na etatach i próby mogły by być jedynie
w weekendy. W weekendy – my gramy koncerty… i tak koło się zamyka. Wracając do
tej tęsknoty mojej, mam prawo śpiewać swoje piosenki kiedy chce i jak chce ale
nie mogę się kopać z koniem. Jeżeli ludzie chcą słuchać piosenek Pidżamy Porno
i ja się za tymi piosenkami stęskniłem… to nie mogę tego kurde robić na
odpierdol. Natomiast te przyczyny, przez które w 2007 roku zawiesiliśmy
działalność Pidżamy, one w 2014 roku, czyli 7 lat później nie ustały a wręcz
przeciwnie, nawet się nasiliły. Wiedziałem, że aby Pidżama mogła grać potrzebne
są radykalne cięcia personalne. Do tego właśnie doszło w Jarocinie. Długo ze
sobą walczyłem, ale doszedłem do wniosku że taka forma pożegnania Jula i
Dziadka będzie najbardziej odpowiednia.
No i stanęła Pidżama Porno (Grabaż określa to tak: Pidżama
Porno będzie funkcjonowała jako trio: Kozak, Kuzyn i ja. Na koncertach wspomogą
nas nasi kumple) na scenie
Och-Teatru 7 grudnia. Zagrali Grabaż, Kozak, Kuzyn, Maniek i Lo. Tylko gitary i
perkusja.
To już pewna kilkuletnia tradycja, kiedy Grabaż et consortes zapraszają na
Tajny Koncert do Och-Teatru i do wysłuchania jego utworów w specjalnym wydaniu.
Dwa lata temu zebrani na koncercie mogli np. usłyszeć pierwsze pełne wydanie
płyty !TO! na żywo, rok temu była to mieszanka repertuaru Strachów Na Lachy i
Pidżamy Porno, tym razem na koncercie mogliśmy usłyszeć piosenki Pidżamy Porno.
Niby wszystkie znane, ale...
Na wielkich koncertach, gdy ryczą głośniki, ryczy publika, wieją wiatry,
bywa pogłos, takich efektów, jak ten w Och-Teatrze nikt nigdy nie uzyska. A podczas
Tajnego Koncertu można nie tylko usłyszeć poszczególne wręcz dźwięki, ale też z
bliska przypatrzyć się temu, jak poszczególni muzycy grają. Widać i słychać
gitarę Mańka, Kozaka i Lo, widać ile siły w bębnienie wkłada Kuzyn, który po
koncercie, przechadza się po backstage’u, jakby gdyby wrócił z lekkiego spaceru,
a nie z ciężkiej łupaniny w perkusję na scenie.
Gdy tylko rozległy się pierwsze dźwięki koncertu i gdy tylko usłyszeliśmy
pierwsze wyśpiewane słowa: Nie
wszystko co pozytywne jest legalne, nie wszystko co takie legalne pozytywne
jest, wiedzieliśmy, że koncert będzie inny. Nie wiem, czy to efekt znakomitej akustyki teatru, innego wykonania utworów
przez zespół, ale te znane piosenki zabrzmiały inaczej. Mocniej. Czyściej.
Pełniej. I myślę, że każdy z tych czynników zadecydował, że taki koncert mógł
się wydarzyć tylko tam, tylko wtedy i tylko w taki sposób. Może po prostu też usłyszeliśmy te
dźwięki, których nie było słychać na ostatnich koncertach Pidżamy w starym
składzie?
Niektóre piosenki zostały tak zagrane, że zacząłem sobie
wyobrażać koncert któreś z formacji Grabaża w wersji unplugged. Tak, tak, Panowie,
czas o tym pomyśleć! Widać zgranie zespołu, co zauważałem już pewnego czasu,
gdy widziałem, jak pidżamowo grały Strachy.
Powiedzieć, że na koncercie pojawiły się szlagiery PP, to
powiedzieć za mało. Za każdą piosenką kryją się emocje Grabaża, pewnie każdego
ze słuchających. Z każdą piosenką wiąże się jakaś mniej lub bardziej wesoła,
smutna, dramatyczna albo przełomowa chwila. Taką też „historię” pokazał nam
Grabaż i Pidżama w Och-Teatrze. Słyszeliśmy tak znane piosenki jak ”Wirtualni
Chłopcy”, „Ezoteryczny Poznań”, „Marchef W Butonierce”, „Kotów Kat”, „Do nieba
wzięci”, czy „Bułgarskie Centrum”, ale też nastrojowe „Nikt Tak Pięknie Nie
Mówił” albo „Grudniowy Blues”. Było też mocno zagrane „Między Czarnym i
Czerwonym” i wiele innych. Po raz pierwszy od pewnego czasu nie pojawiły się
też żadne okrzyki z publiczności domagającej się konkretnych utworów, jakby
zrozumiano, że koncert to zaproszenie wykonawcy, który chce zaprezentować
takie, a nie inne utwory.
Koncert nie zakończył się szybko, muzyków na scenę wzywano
jeszcze dwa razy. I gdy zagrali „Pasażera” przypomniało się wielkie szaleństwo
z Jarocina 2010, gdzie też właśnie tym utworem Pidżama Porno kończyła swoje
pierwsze po latach spotkanie z kilkunastotysięczną rzeszą fanów.
Grabaż we wspomnianym wcześniej wywiadzie dla Wroclive.pl
powiedział co prawda, że nie należy się spodziewać żadnej nowej płyty w 2015
r., ale warto wspomnieć o tym, że odrodzenie Pidżamy Porno zbiegło się razem z
dwoma cennymi wydawnictwami – CD i DVD pod wspólnym tytułem „Grabaż 30”. Na CD
znalazły się, jak to mówi sam zainteresowany, utwory nieoczywiste, czyli takie,
które może nie są na scenie grane często, ale które mają dla niego ogromną
wartość. DVD zaś to nagrany koncert Pidżamy Porno i Strachów Na Lachy podczas
tegorocznego Jarocina na jubileuszowym koncercie Grabaż 30.
Od paru lat, co roku na rynku pojawia się coś, co elektryzuje
Grabażan – a to płyta, a to DVD, a to książka. Perspektywa koncertów Pidżamy
Porno w 2015 r. też jest takim powodem, by przeżyć kolejny rok w niezłym
naelektryzowaniu.
|