Wybuch gazociągu w Jankowie Przygodzkim w południowej Wielkopolsce jest
tragedią bez dwóch zdań – bez względu na to do jakich wniosków dojdą komisje,
zespoły robocze i sztaby kryzysowe. Nieczęsto się w końcu zdarza, że awaria
przemysłowa w tak mocny sposób dotyka tak wiele osób i kończy się tak tragicznie.
Nieodparcie jednak nasuwają się
pewne refleksje nad tym, jak odnosimy się do spraw, które poprzedzają tak
dramatyczne wydarzenia. Mówi się dziś o dwóch czynnikach powodujących ową
awarię i skutkujących rozmiarem – prace remontowe na odcinkach rurociągu niedaleko
miejsca katastrofy i bliskie sąsiedztwo domostw. Jeśli potwierdzą się
doniesienia mediów, że przyczyną był fakt poruszania się po nitce gazociągu ciężkich
pojazdów obsługujących budowę drugiej nitki, bądź nasypywanie nań ziemi z
budowy to będzie to świadczyć o krótkiej wyobraźni lub braku wyobraźni
wykonawcy robót, ale jeśli nałożymy na to fakt zlokalizowania budynków mieszkalnych
z bezpośrednim sąsiedztwie – no to mamy do czynienia z problemem znacznie poważniejszym.
Złe planowanie przestrzenne,
łamanie wszelkich norm, zabudowywanie pewnych obszarów „na siłę” to nie przypadki
pojedyncze, ale zjawisko niestety powszechne. Według jednych najbliższe gazociągowi
domostwo stało w odległości 20 m, według innych – raptem 6 (sześć) metrów! To
musiało skutkować tak szeroką skalą zniszczeń.
Tuż po awarii gazociągu w
Wielkopolsce przypomniałem sobie dramat ludzi zalewanych wielką powodzią w
1997r. we Wrocławiu. Bardzo szybko okazało się, że bloki były zlokalizowane na …
terenie zalewowym. Po opadnięciu powodzi, po oczyszczeniu terenu, po opadnięciu
wszelkich emocji z tym związanych okazało się, że niedaleko, też na terenie
zalewowym … powstają nowe bloki. Należy się więc spodziewać, że w przypadku
nowej superpowodzi – choć nikomu tego nie życzę – skala zniszczeń będzie
znacznie większa…
Planowanie przestrzenne to jeden
z najpoważniejszych polskich problemów. Złe planowanie albo jego brak powoduje
nie tylko chaos przestrzenny i nieład, ale skutkuje – jak się okazuje –
znacznie poważniejszymi konsekwencjami. Ekwilibrystka prawna wokół tych
zagadnień zatrważa. Pamiętam, gdy podczas jednej z pierwszych Debat Warciańskich,
które organizowałem w Poznaniu, reprezentant jednej z renomowanych kancelarii prawnych
rzekł, że nie jest problemem zabudowywanie terenów zalewowych, kwestią jest
tylko oszacowanie ryzyka i wysokość ubezpieczenia, jakie trzeba by było wypłacić
w sytuacji utraty mienia.
Nie jest tajemnicą – i nie myślę
w tej chwili o żadnym konkretnym przypadku – że wiele obiektów budowlanych
powstało w Polsce „po uważaniu” urzędników, na zasadzie budowania się „na dziko”
i podejmowania prób legalizacji tej zabudowy w terminie późniejszym, że wiele
obiektów zostało zbudowanych na terenie, który do tego absolutnie się nie nadaje
na skutek żonglerki prawem, a wiele z nich powstało na skutek wywierania
nacisków na wójta czy burmistrza.
Problemem, na który zwraca uwagę
wielu gminnych włodarzy, jest wadliwe, zbyt szeroko interpretowane polskie
prawo dotyczące planowania przestrzennego. Zasada „dobrego sąsiedztwa” to tak
naprawdę prawo „złego sąsiedztwa” umożliwiające manipulowanie decyzjami i
interpretowanie tych zapisów na korzyść zainteresowanego, ale już niekoniecznie
dla przestrzeni i środowiska.
Nie wiem jaka odległość zabudowy od
gazociągu jest określana w normach jako prawidłowa – czy jest to 6, czy 20 m –
ale już teraz widać, że część norm musi zostać pilnie przejrzana i najpewniej
skorygowana. I może to idealny pretekst, by porządnie zabrać się za gruntowną
zmianę polskiego prawodawstwa planowania przestrzennego. Jestem w stanie
zrozumieć samorządowców wydających liczne zgody na zabudowę terenu w imię zwiększania
atrakcyjności inwestycyjnej swoich gmin, ale nie może się to odbywać kosztem
dewastacji środowiska czy bezpieczeństwa. Niech zatem takie awarie jak ta w Jankowie
czy liczne powodzie będą okolicznościami przypominającymi, że trzeba poprawić prawo
w tym wymiarze. Ponad podziałami. I to pilnie.
|